sobota, 16 marca 2013

Rozdział 3 - "Obóz Herosów"

Leżałem z otwartymi oczami wpatrując się w sufit. Źrenice znacznie mi się powiększyły, a czarne cienie krążyły po ścianach zwiastując nadejście czegoś wyjątkowego. Jutro, punktualnie o ósmej, przyjedzie transport żeby zabrać mnie do obozu dla herosów. Ja wiem? Może będzie to dwupiętrowy, magiczny autokar, przepełniony innymi dziećmi bogów i śmiertelników lub zaczarowana, widmowa taksówka? Opowiem wam to, co wiem od taty o obozie.
Półbogowie z całego Nowego Jorku zjeżdżają tam na początku wakacji by szkolić się na wojowników takich jak Achilles, Herakles czy Tezeusz. Pomaga im to w obronie przed potworami goniącymi ich po całym świecie by wyssać z nich życie. Uroczo. Niektórzy herosi zostają tam przez cały rok. Niestety nie dowiedziałem się dlaczego, bo wpadła mama i zaczęła wrzeszczeć, że im więcej wiem, tym bardziej jestem zagrożony i kazała mi iść do łóżka. Próbowałem z nią walczyć, ale nie wyglądała na skłonną do żartów.
Z trudem zamknąłem oczy i zasnąłem. Nie wiedziałem, że sny mogą aż tak bardzo męczyć, ale pamiętałem co przeżywałem ostatnio bez wiedzy, że jestem synem Hadesa. Teraz wiedziałem już, że to co mi się śni, dzieje się gdzieś naprawdę.

Patrzyłem na ogromny, czarny zamek. Wielką konstrukcję otaczał ogród z soczyście wyglądającymi owocami. Wokół pałacu krążyły duchy zmarłych, a przed wielkimi wrotami stała... ciotka Thalia. Miała może co najwyżej szesnaście lat, na głowie nosiła tą samą srebrzystą przepaskę. Nie rozumiałem dlaczego jest tylko dwa lata ode mnie starsza, ale podczas ostatniego koszmaru nie zwróciłem na to uwagi. Kto by patrzył na wiek, gdy wielki smok pali ludzi na popiół? Niechętnie spoglądała na drzewa z brzoskwiniami wyraźnie powstrzymując się od zjedzenia owoców. Drzwi otwarły się i stanęła w nich wysoka kobieta w sukni z wyblakłymi kwiatami. Uśmiechnęła się przymilnie po czym... zaczęła się palić. Jej oczy zabłysły białym, rażącym światłem, włosy na jej głowie tańczyły rudymi promieniami, a szata zaczęła mienić się wszystkimi odcieniami czerwieni. Thalia wrzasnęła odskakując do tyłu i wpadła w ciernisty krzak raniąc sobie przy tym całe ręce. Kobieta podeszła do niej i chwyciła ją za gardło. Łuk wypadł z dłoni nastolatki, a przepaska zacisnęła się jej na skroni. Wydała z siebie zduszony krzyk i opadła na ziemię.


Obudziłem się zlany potem łapiąc się za głowę. Słońce za oknem przemieszczało się wolno po niebie. Spuściłem nogi z łóżka przecierając zaspaną twarz, ziewnąłem głośno i ruszyłem w kierunku szafy z ubraniami. Założyłem jeansy i jasnoniebieską koszulę w kratę, wcisnąłem na nogi trampki i wyszedłem z pokoju. Wkroczyłem do salonu i jak na zawołanie wszystkie oczy skierowały się na mnie. Silena spoglądała na mnie zawistnym wzrokiem. Uśmiechnąłem się do siebie i usiadłem przy stole.

- Dobry.
Nikt mi nie odpowiedział. Mama trzymała na kolanach paczkę chusteczek i pociągała co chwilę nosem. Tylko tata zachował zimną krew.
- Musisz się najeść przed wyjazdem. Czeka cię długa podróż.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i oderwałem kawałek bułki z masłem. Tym razem stając przed paleniskiem zastanowiłem się głęboko. W mojej naturze nie leżało bycie wdzięcznym za cokolwiek bogom, ale byłem teraz jednym z ich dzieci, musiałem okazać szacunek.
- No więc... Cześć. Eeem... Tak, no... Dziękuję za to, że jeszcze żyję. Em, tato jeśli mnie słyszysz to... dla ciebie? - mruknąłem niepewnie wrzucając jedzenie w ogień.
Wróciłem do stolika i zabrałem się za pochłanianie sera. Nie minęła chwila, a doszedł mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Chwyciłem torbę z rzeczami i ruszyłem otworzyć. Zanim jednak zdążyłem dotknąć klamki coś chwyciło mnie za koszulę. Obróciłem się i zobaczyłem Biancę. Przytuliła mnie i poczułem mokre plamy na koszuli. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale gdy już otwierałem usta ta odbiegła szybko jakby nic się nie stało. Wzruszyłem ramionami czując jakąś taką pustkę w środku. Otworzyłem drzwi i ujrzałem Chejrona w całej okazałości. Widać było, że przystrzygł brodę i pofarbował włosy na brązowo. Pół-ogier uśmiechnął się i wyciągnął do mnie dłoń.
- Gotowy?
Pokiwałem głową. Wyszedłem na podwórze nie oglądając się za siebie. W połowie stanąłem jak wryty i zacząłem wpatrywać się w pojazd, który miał mnie zabrać do obozu. Ścisnąłem mocniej tablet i przełknąłem gulę w gardle. Przede mną zaparkował prawdziwy grecki rydwan. A powoził go... półosioł.
- Onocentaur. Nie znoszę ich. - mruknął Chejron krzywiąc się. - No, ale nic. Wsiadaj!
Wgramoliłem się do powozu i cisnąłem torbę pod nogi dalej nie mogąc napatrzeć się na dziwaczne stworzenie.
- Co się gapisz?! - warknął.- Mój zadek, moja sprawa.
Oblałem się rumieńcem i zacisnąłem usta. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na mój dom i poczułem szarpnięcie w okolicach płuc. Pędziliśmy przez ulice nie rozglądając się na około. Gnaliśmy na czerwonym, taranowaliśmy ławki w parku, wpadaliśmy w krzaki. Osioł "ihał" co chwilę jakby prędkość dodawała mu skrzydeł. Raz na jakiś czas wydawał z siebie odgłos puszczanych bąków. Nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi, ale w tym momencie modliłem się tylko o to żeby dojechać do obozu żywym.
- A śmiertelnicy? Oni nas nie widzą?
- Jesteśmy otoczeni przez mgłę. - odparł centaur. - Czyli śmiertelnicy widzą zupełnie co innego. Na przykład wyobrażają sobie, że to zwykły samochód.
Nie potrafiłem dojść do tego jak wielki rydwan prowadzony przez osła może kojarzyć się z bmw, ale nie miałem ochoty tego sprawdzać. Wyjechaliśmy z miasta z zawrotną prędkością i omal nie rozbijając się o drzewo zaparkowaliśmy u podnóża wielkiego, zielonego wzgórza.
- 10 drachm, proszę. - mruknął onocentaur mierząc nas wzrokiem.
- Nie da się taniej? - spytał Chejron podając zwierzakowi pieniądze.
Gdy tylko ten otrzymał zapłatę rozpłynął się w powietrzu.
- Wredne, chytre stwory. - prychnął idąc w stronę szczytu.
Rozejrzałem się dookoła. Niczego wkoło nie zauważyłem, nie licząc wysokich, zielonych drzew. Udałem się za półkoniem czując węzeł w żołądku. Gdzie on mnie prowadzi? Wgramoliliśmy się na czubek wzgórza i po raz kolejny mnie zamurowało. Przede mną czujnie obserwując okolicę leżał smok.
- Strażnik obozu. - odparł Chejron jakby czytając mi w myślach. - Nie musisz się obawiać.
Nie no jasne, czego tu się obawiać? To tylko zwykły, malutki, słodziutki smoczek. Minęliśmy potwora i znaleźliśmy się po drugiej stronie pagórka. To co zobaczyłem zapierało dech w piersiach. Przede mną wznosił się wielki budynek, czteropiętrowy dom. Cały zbudowany był z drewna. Na tarasie siedział człowiek w białej szacie obżerając się winogronami. Tuż obok budowli rozpościerało się boisko do siatkówki, a obok niego stały stoły garncarskie i rzemieślnicze. Kawałek dalej było ogromne jezioro, zaraz za nim teatr i skałka wspinaczkowa, po której wciągało się wielu obozowiczów. Ze szczelin skalnych buchał ogień, spływała gorąca lawa i wyrastały kolce - raj na ziemi. Po lewej od domku rosły pola truskawek, wkoło których biegały ubrane na różowo dziewczyny, potem stajnie, zbrojownia i chyba arena. Wszędzie kręciło się pełno dzieciaków, starszych i młodszych. Nieopodal rozrastał się las, na skraju którego nastolatkowie ćwiczyli strzelanie z łuków i bitwę na miecze. Poczułem jak ktoś szarpie mnie za łokieć i prowadzi do wielkiego domu. Podeszliśmy do mężczyzny podjadającego owoce. Obrzucił nas pogardliwym spojrzeniem i mruknął:
- A więc to jest Barley Hekson?
- Yyy, Charles Jackson.
- Nieważne. - machnął na mnie ręką. - Witaj na obozie herosów, jestem tutaj dyrektorem, możesz mi mówić Panie D lub po prostu Dionizosie.
- D...Dionizosie? Masz na imię jak ten bóg wina?
- Wszyscy kojarzą mnie sobie tylko z winem, a nikt nie wspomni o dzikiej naturze. - prychnął. - Mój drogi chłopcze, ja JESTEM bogiem wina.
Skinąłem głową na znak, że rozumiem.
- Chejron odprowadzi cię do twojego domku i pokaże ci okolicę. Radzę zapamiętać, że obiad jest o 14:00 i nie spóźnić się. To na tyle. Możesz odejść Beckinson.
- Jackson.
- Jak zwał tak zwał.
Oddaliliśmy się bardzo szybko. Szczerze powiem - cieszę się. Nie miałem ochoty oglądać kogoś, kto nie umie zapamiętać jednego nazwiska. Tak, rozumiem obozowiczów jest wielu, ale bez przesady! Centaur zaprowadził mnie aż za jezioro. Tuż obok areny stały domki ułożone w kółko z dorobionymi bocznymi skrzydłami. Szybko zorientowałem się w rozstawieniu. Pierwszych dwanaście domków było przeznaczone dla dzieci dwunastki głównych olimpijczyków, pozostała dwunastka była specjalnie dla pomniejszych bóstw, tak samo jak skrzydła boczne. W środku pomiędzy domkami stało ognisko. Każda budowla różniła się od siebie i to znacznie. Jedna była przyozdobiona wodorostami i trójzębem - domek Posejdona, inna książkami i sową - domek Ateny, kolejna mieczami i zbroją - domek Aresa. Szybko dojrzałem domek Hadesa i przełknąłem głośno ślinę. Nie czułem się dobrze patrząc na drzwi przyozdobione trupią czaszką, ale cóż poradzić? Bóg podziemia i umarłych, to bóg podziemia i umarłych. Na prawo od domków stała ogromna jadalnia. Spojrzałem na Chejrona, który uśmiechnął się zachęcająco.
- Rozgość się, pomieszkasz tam dwa miesiące. Spotkamy się za pół godziny. - mrugnął do mnie i odgalopował.
Wszedłem do środka i ujrzałem trójkę dzieciaków. Jedna dziewczyna była ode mnie rok starsza, miała czarne włosy i nieprzyjemny wyraz twarzy. Dwójka rodzeństwa młodszego ode mnie, kłóciła się o coś zawzięcie. Byli to dwaj ośmioletni blondyni o ostrych jak na ich wiek rysach.
- O, nowy. - mruknęła nastolatka obrzucając mnie chłodnym spojrzeniem.
- Jestem Charles.
- Tak, tak... Obowiązują tu ścisłe zasady. - powiedziała - O moje imię nie pytaj, nie jest ci potrzebne, strefa wkoło tego łóżka jest moja i nie wolno ci jej przekraczać, przestrzeń osobista, bliźniacy kradną, uważaj na nich, nie zadawaj zbędnych pytań, bo pozbawię cię głowy. Zrozumiałeś?
- Chyba tak...
- Wspaniale. - dodała i wyszła.
Przeczesałem palcami brązowe włosy i rzuciłem się na moje posłanie. Taaak, miałem naprawdę cudownych współlokatorów. Westchnąłem głęboko i zajrzałem na Facebooka. Nic nowego. Wydawało mi się, że minęło tylko pięć minut, po czym rozległ się dźwięk kopyt i do pomieszczenia wparował centaur.
- Gotowy?
Zmęczony zwlekłem się z materaca i wyszedłem na zewnątrz. Świeże powietrze dało o sobie znać już po pierwszych wdechach. Nieopodal musiała być zatoka. Rozpoczęliśmy spacer po rozłożystych terenach obozu. Dzieci Afrodyty nadal biegały po polanie próbując odebrać sobie spinki do włosów. Przeszedłem koło tarczy do strzelania i usłyszałem donośny, dziewczęcy krzyk.
- UWAŻAJ!
Schyliłem się, ledwo co unikając przebicia głowy strzałą. Po mojej prawej stała dziewczyna w moim wieku. Była w miarę wysoka i szczupła, włosy miała mniej więcej za ramiona koloru platynowego blondu, duże niebieskie oczy i długie, pomalowane tuszem rzęsy, posiadała mały nos i kształtne usta, miała długie nogi. Ubrana była w krótkie jeansowe spodenki, białą bokserkę i kremowy, zwiewny sweterek. Przez ramię miała zarzucony kołczan ze strzałami, a w ręce trzymała łuk. Włosy związała w niesfornego kucyka i nałożyła na czoło jasną przepaskę. Nie wyglądała na zadowoloną faktem, że przeszkodziłem jej w treningu.
- MOGŁAM CIĘ ZABIĆ, DEBILU! - wrzasnęła.
- Tak, ciebie też miło poznać. - bąknąłem.
- Victorio, to jest Charles. Charles... To Victoria. - powiedział półkoń.
Skinąłem głową. Nastolatka trochę się rozluźniła, ale dalej patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
- Następnym razem uważaj, baranie. - podała mi rękę. - Jesteś synem...?
- Hadesa.
Wciągnęła powietrze do płuc i zmrużyła oczy. Nałożyła strzałę na cięciwę i wycelowała w kukłę stojącą za mną. Grot przeszył ją na wylot. Przełknąłem ślinę. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Również miło cię poznać. - powiedziała i mrugnęła do mnie. 
- Tak, bo tak miło poznawać ludzi próbujących mnie zabić. - skrzywiłem się.
- To nie była moja wina. Na polu bitwy nikt nie będzie ci mówił, że strzała leci, tylko od razu cię zabiją. Powinieneś być mi wdzięczny.
- Wdzięczny za to, że mnie omal nie przestrzeliłaś?!
Wzruszyła ramionami.
- Dokładnie.
Ruszyła przed siebie kierując się w stronę lasu. Pobiegłem za nią.
- Chyba należą się przeprosiny?
- Jasne, możesz już przepraszać. - usiadła na kamieniu i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Raczej to ty powinnaś mnie przeprosić. - stanąłem przed nią i zacisnąłem zęby.
- Jesteś idiotą. - podsumowała krótko. - Coli?
Zapytała podając mi puszkę. Wziąłem napój i zerknąłem na nią uważnie.
- Nie jest otruta. - zaśmiała się.
Napiłem się i od razu poczułem się lepiej. Westchnąłem cicho opadając na trawę. Spojrzałem na rozłożystą polanę i uśmiechnąłem się pod nosem. Podobało mi się tu.
- Bierzesz udział w bitwie o sztandar?
Przebudziłem się jakby ze snu.
- Co?
- W bitwie o sztandar. - odparła. - Obóz dzieli się na dwie drużyny, każda ma po jednym sztandarze. Są one rozstawione po dwóch różnych stronach rzeki. Do gry włącza się las. Obie drużyny próbują zabrać sobie sztandar i wrócić z nim na swoją połowę. Oczywiście nie jest to takie proste ponieważ każdy ma broń. Ustawia się obronę, grupę ludzi atakujących i paczkę biegnącą po sztandar. Nie możemy się zabić, ale większość zostaje rannych. Zabawę organizuje się zawsze gdy ktoś nowy przyjeżdża do obozu. - uniosła brew. - Bierzesz udział?
Wzruszyłem ramionami. Perspektywa bicia się i to prawdziwą bronią w jakiejś głupiej zabawie nie była dla mnie zbyt przyjemna.
- Kiedy będzie ta... gra?
- Po obiedzie. - uśmiechnęła się ponownie. - Lepiej uważaj i licz na to, że będziesz ze mną w drużynie.
- Niby czemu? Bo mogłabyś mnie inaczej zabić?
Zaśmiała się.
- Jestem córką bogini zwycięstwa, debilu.
Wstała i machając mi na pożegnanie dłonią oddaliła się w stronę domków. Rozejrzałem się po okolicy nigdzie nie widząc Chejrona. No, to zostałem sam. Wstałem i zacząłem krążyć w tę i z powrotem kopiąc raz po raz jakiś kamień. Nie czułem, że czas płynie, dlatego kiedy spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że jest 5 po 14:00 przeraziłem się. Biegiem ruszyłem w stronę jadalni potykając się o własne nogi. Jestem takim geniuszem, że oczywiście zamiast wkraść się po cichu, wpadłem do pomieszczenia trzaskając drzwiami. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Niektórzy śmiali się pod nosem, inni po prostu mierzyli mnie wzrokiem.
- Ooo, pan Keterson. Raczył nas pan nareszcie zaszczycić swoją obecnością.
Zacisnąłem wargi i ruszyłem w kierunku stolika, przy którym siedziały inne dzieciaki z mojego domku. Ej, jak tak się zastanowić to jest moje rodzeństwo, nie? Usiadłem wpatrując się zawzięcie w pusty talerz. W końcu nimfy przyniosły pizzę uśmiechając się przymilnie. Szklanki nadal pozostawały puste. Spojrzałem pytająco na czarnowłosą. Prychnęła pogardliwie.
- Wystarczy, że poprosisz ją o napój jaki chcesz.
- Ją?
Zrobiła minę jakbym oszalał.
- Szklankę.
Pomyślałem, że to jakiś żart, ale na wszelki wypadek postanowiłem spróbować. Zastanowiłem się głęboko i zażyczyłem sobie trochę soku z winogron. Otworzyłem oczy i ujrzałem jasnofioletowy płyn. Wziąłem łyk i oblizałem wargi zbierając kropelki napoju. Rozejrzałem się dookoła. Każdy siedział przy swoim stoliku. herosi nie mogli zmieniać miejsc, było to zakazane albo raczej po prostu niepoprawne. Zastanowiłem się nad czymś głęboko. To ciekawe. Moja mama była córką Ateny, a ojciec Posejdona - not bad ^^. Czyli byli moim kuzynostwem, a to już było dziwne. Nie zorientowałem się nawet kiedy zdążyłem pochłonąć swój kawałek Capriciosy. Dionizos wstał i zaczął coś gadać o tym jak nie znosi tego obozu. Nie był on chyba najlepszym dyrektorem, ale nikt nie ośmielił się mu przerywać. Łagodnie mówiąc wygonił nas z jadalni i skierował na pola. Ktoś rzucił mi pod nogi zbroję i podał miecz. Wszystko działo się tak szybko, że nie zorientowałem się nawet gdy ktoś przydzielił mnie do drużyny, którą rządziły dzieci Ateny. Spojrzałem na naszą paczkę, która prezentowała się dość mizernie w porównaniu do przeciwnej grupy dowodzonej przez Victorię i jakąś piętnastolatkę, która siedziała przy stoliku dla dzieci Aresa. Super. Potomkowie wojny i zwycięstwa - bo oni na pewno z nami przegrają. Ktoś coś do mnie krzyknął, chyba miałem stać przy obronie sztandaru i się nie ruszać, w razie czego bronić. Zajęliśmy pozycje po jednej stronie rzeki w głębi lasu. Rozległ się donośny dźwięk gongu. Teraz wiedziałem już tylko jedno. W każdej chwili mogłem paść nieprzytomny, tym razem walczyłem przeciwko ludziom broniąc jakiejś flagi, a nie przeciwko potworom broniąc domu. Chyba zabrakło mi adrenaliny, bo po chwili trzęsłem się jak galareta. Do mojego umysłu dochodziło tylko jedno zdanie:
- Nie daj się zranić.

~ ~ ~


Rozdział dłuższy niż poprzednie, mógł się nie udać gdyż pisałam go w 38-stopniowej gorączce i przy grypie żołądkowej :D Jest w nim trochę mniej śmiesznych akcentów, gdyż musiałam przeznaczyć trochę miejsca na wyjaśnienia. Muszę w głównej mierze podziękować Wiktorii, która wymyśliła wygląd Victorii i pomogła mi w jego opisie <33 Dedykuję ten rozdział jej jak i Destiny, Eveline, AAlexie, Rexi, Reasy oraz Lily Lou :* To wasze komentarze podnoszą mnie na duchu i napawają energią na pisanie nowych rozdziałów ♥

Przepraszam za dodanie minki ^^ w rozdziale, ale nie mogłam się powstrzymać xD
A teraz muszę wam straaaaasznie podziękować za te wejścia! :D JESTEŚCIE CUDOWNI :*
Apeluję - przeczytałeś, skomentuj :* 
Dziękuję wam za wszystko, do przeczytania! :DD

10 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedykację ;*
    Rozdział niesamowicie magiczny *o* To niewyobrażalne, jak zgrabnie umiesz przedstawić i połączyć NASZ świat ze światem HEROSÓW xD
    Ich charaktery strasznie mi się podobają! :D Zresztą, bardzo lubię nawet w filmach (najczęściej jakichś psychicznych horrorach, których się trochę boję) połączenie przerażającej, paranormalniej rzeczywistości z dobrym humorem - nie wiem wtedy, czy płakać i schować się za poduszką, czy śmiać i tarzać po podłodze:D i tak nie moge oderwać wzroku od obrazu... chcę, ale nadal obserwuję w zachwycie ^^ - tak jest z Twoim blogiem :))
    A ta Victoria jest normalnie bezbłędna!!! I te jej teksty :D
    Już Ci mówiłam, że jesteś niezastąpionym geniuszem? xD
    Aha i najważniejsze! - życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia :( 38?! - bardzo wysoka temperatura ;'(

    Zdrowiej Miśtrzu! :D
    Buziaki i przysyłam Ci promienie słońca, bo u mnie akurat świeci ;3

    ~AAlexa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i zapomniałam - zapraszam Cię oficjalnie na nowy rozdział u mnie :D (dodałam dopiero kilka minut temu)

      Pozdrawiam x2
      ~AAlexa

      Usuń
  2. Tak ,od czego zacząć? Nie mogę dzisiaj myśli poskładać więc wybacz jeżeli będę pisać bez żadnego ładu. Na początku gigantyczne dziękuję za dedykację i zdrowiej jak najszybciej. Rozdział jak najbardziej się udał ,po prostu nie mogłam się oderwać i wyszło na to ,że przez to zagłodziłam kilku simów ale mniejsza o to ,zrobię nowych xD. Początek jest cudowny ,Charles całkiem dobrze znosi fakt bycia synem Hadesa ,ja bym na jego miejscu chyba oszalała tylko nie wiem czy z radości czy ze strachu. Ten sen bardzo mnie zaciekawił ,chyba wszyscy wiedzą gdzie była Thalia ale jeżeli to Persefonę spotkała to ja się zastanawiam co tej bogini na koniec się stał. Podróż do obozu mnie rozwaliła ,śmiałam się tak ,że prawie udusiłam się herbatą xD. I ta da da dam jesteśmy w obozie ,Dionizos jak Dionizos zawsze marudzi i nie pamięta nazwisk ,ale gdzie podziała się dietetyczna cola? =D Nie ważne ,wiem tyle ,że wolę Rzymską wersję Dionizosa ,przyjemniejsza =P. No ale nie rozumiem tego zdziwienia Charles'a ,przecież teraz wszyscy mają trupie czachy na drzwiach =D. Rodzeństwo jak widzę ciekawe ,bynajmniej milsze od mojego ,teraz cały czas będę rozkminiać jak ma na imię ta siostra Charles'a. No i spotkanie z Victorią (Wiktoria ,kocham cię za tą postać xD) ,kocham ten fragment ♥. Moje pierwsze stwierdzenie (wykrzyczałam na cały dom) "Oni się jeszcze pocałują" ,oczywiście jestem świadoma faktu ,że ja w takich sprawach zawsze się mylę więc chyba wykrakałam kłopoty xD. Spóźnienie na obiad? Dobrze ,że tylko o 5 minut bo Dionizos zmieniłby go w delfina hue hue. No i znowu nasz ukochany bóg wina marudzi ,kto jest za kupieniem mu kagańca? Poskładamy się po kilka drachm ,galeonów ,złotych ,dolarów ,jak kto może ^^. No i gra o sztandar ,nagle sobie przypomniałam pierwszy udział Percy'ego w niej ,ach wspomnienia xD. No i koniec ,co dalej? Sama się ze sobą kłócę czy coś się wydarzy czy jednak będzie chwila spokoju i półbogowie zwyczajowo skopią sobie tyłki =).
    No to się dzisiaj rozpisałam ,znowu simowie poumierali haha ,jestem okropna. Wybacz mi wszystkie głupie teksty i wredotę ,chyba wczoraj za mocno oberwałam na w-fie w głowę to przez to ,albo herbata z cytryną pada mi na mózg ,no tak czy siak kończę bo sama mam jeszcze do napisania dwa rozdziały ,obiecanego one-shota i zaraz chyba pozabijam wszystkich simów. Trzymaj się ciepło i zdrowiej ,jeszcze raz dziękuję za dedyka ,jesteś kochana <3 :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.. *___*
    Jak zwykle cudowny rozdział! Podobają mi się takie długie ^^ - ta minka pasowała idealnie! XD
    Mimo, że było mnie śmiesznych akcentów, to i tak wyszło extra i często się śmiałam xD Zwłaszcza z tego Onocentaura, hahaha XD Pozwolę sobie zayctować: "Mój zadek, moja sprawa" HAHAHA XD MEGA! xD
    Victoria - ogólnie nie lubię blondynek i ona też mi nie za bardzo przypadła do gustu, ale dobra nie czepiam się! Najpierw muszę ją jeszcze trochę poznać :P
    Spodobała mi się ta jego... siostra? Chyba, tak. W każdym bądź razie współlokatorka. Jest zajebista! Uwielbiam konkretne i trochę wredne dziewczyny! XD
    Taka mała rada. Przydałby się jakiś kumpel dla Charlesa :D Mam nadzieję, że planujesz zrobić kogoś takiego ^^
    No i jestem strasznie ciekawa, co wyniknie z tej bitwy o sztandar! Naprawdę interesujący pomysł! ^^

    Po za tym, dziękuję bardzo za dedyk! <33 Cieszę się, że jestem jakąś tam setną częścią tego bloga xD Czuję się zaszczycona mogąc razem z innymi bloggerkami motywować Cię do pisania. ;**

    Buziale i życzę DUŻO weny!!! :))

    Jesteś naszą Mistrzynią! ♥

    Wierna na zawsze, ;**
    ~Eveline. ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Teraz Ci wybaczam, że tak się z nim grzebałaś, bo na takie cuda warto czekać, niestety czytam go dopiero dzisiaj po południu, a nie tak jak miało być w nocy zaraz po 'premierze', bo niestety moja kochana mamusia znowu zagroziła mi wyłączeniem internetu... Ehhh rodzice. :P
    A teraz przejdźmy do rozdziału:
    1. Wspominałam Ci, że lubię chłopaków, którzy ubierają się w koszulę... Mrrau! :33
    2. Ahh słodka , chciałabym mieć takie stworzonko w domu. ^^
    3. No i... Czyżbym zaraziła Cie moją brutalną naturą?! Taki koszmar to nie lada wyzwanie, nie chciałabym, żeby przyśniła mi się ciocia, którą dusi jakaś płonąca poczwara... Jezu! :O
    4. ,,Mój zadek, moja sprawa", dobre...! To chyba będzie moje nowe motto. :D
    5. Taak onocentaur jest godny śmiania się... xD
    6. Widzę, że moje "dobry" zsynchronizowało się z Twoim rozdziałem, a może już nikomu nie chce się mówić to "dzień"...
    7. Bardzo podobał mi się opis obozu, no i chyba jednak jest troszkę podobny do tego, co sobie go wyobrażałam, kiedy gadałam z Tobą przez telefon. xD
    8. Ahh, te przemiłe lokatorki iii.... Moja PRZESTRZEŃ OSOBISTA... Co ona tu robi...? O.o
    9. Victoria... Lubię ją i zacieszam, że wygląda zgodnie z moim opisem- to miłe. :D
    Mam wrażenie, że słówka debil, idiota itp. są zaciągnięte z naszego codziennego slangu, którym do siebie mówimy, co nie? :D
    10. Bitwa o sztandar... Ciekawe, miejmy nadzieję, że opiszesz ją bardziej w następnym rozdziale, hę? :D
    11. Sorry, że tak nie po kolei te punkty, ale nie jestem taka zdeterminowana jak Ty kiedy piszesz komentarz, żeby jeździć w górę i w dół by skontrolować każdy fragment po kolei. :)
    12. Ahh, ten Dionizos, jak zwał, tak zwał. ^^

    Czekam jak zawsze niecierpliwie na kolejną część tej niesamowitej historii, oczywiście informuj mnie jako pierwszą, bo już się nie mogę doczekać. *o*
    Twoja 4ever,
    -Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  5. WoW *O*
    Się zachwyciłam *_____________*
    Dziękuje za dedykację . <3
    Mmm . Obóz . <3
    Mrrrrrrrrr. Koszula . ^^ Szkoda że nie Skate . XDDD
    a tak w ogóle to mi się imie Tezeusz - kojarzy z Tadeusz. Hahaha :D GENIUS . ^.-
    "Wydała z siebie zduszony krzyk i opadła na ziemię." - to zdanie mnie przeraża ;_;
    "kolejna mieczami i zbroją - domek Aresa" -> a ten fragment kocham ♥ Dobrze wiesz czemu . ;)))
    Czyli jednym słowem nadal jesteś genialna i piszesz jakbyś była grecką boginią pisarstwa. (żona Apolla?) Mmr. ;* ♥
    No nic pozdrawiam i wyczekuj u mnie na NN . ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobra ;D Charles syn Hadesa, no zapowiada się bardzo ciekawie ;>
    Onocentaur *.* I ten jego paskudny charakterek, musi być ;d
    "Mój zadek, moja sprawa"-> Kocham to ♥
    Dionizos i te jego przekręcenia w nazwisku. Nie ma to jak być chamskim dla nowego.
    Victoria, córka bogini zwycięstwa <3
    No tak, Charles nie uważał i jeszcze czeka na przeprosiny. Faceci -.-
    Właśnie co ty masz z tymi snami ? o.O
    Thalia duszona przez jakąś palącą się wiedźmę. Nie wiem jak ty, ale po takim śnie nie mogłabym już zasnąć ;D
    Aaaaa i ta współlokatorka, konkretna dziewczyna, nie da sobą pomiatać, no po prostu widać, że córa Hadesa *_*
    Powiadasz bitwa o sztandar ? No mam nadzieję, że akcja w związku z nią rozwinie się w następnym rozdziale, bo już nie mogę się doczekać ;3

    Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia
    ~Hermionija <3

    Ps. W wolnej chwili zapraszam do siebie na nową notkę http://secrets-twins-potter.blogspot.com ;>

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy weszłam po raz pierwszy--> "Całkiem spoko"
    Po raz drugi---> "Hmmm... To jest naprawdę fajne"
    Po raz trzeci----> "Powinna wydać książkę!"
    Po raz czwarty-----> "Kocham jak pisze!!"

    Jesteś zajebista i według mnie jak wymyśliłabyś swoją książkę (nie kontynuację), to wydawnictwa biłyby się o ciebie. Życzę dużo weny, bo sama wiem jak o nią trudno (Też coś tam piszę, ale nie na blogu :) ). Tak czy siak, jesteś świetną pisarką i musisz więcej tworzyć ;)

    ~Twoja wierna fanka <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku chciałabym bardzo Cię przeprosić, że dopiero teraz komentuję. Dopiero co miałam anginę ropną (jeszcze mam po niej okropny kaszel), wiem jak to jest pisać z gorączką. Miałam 39.2 i leżałam plackiem, więc wiem jak się czułaś z 38 stopniami ;)

    Dalej chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować za dedykację.
    Nawet nie wiesz, jak wielką radość sprawia dedykacja od tak wspaniałej blogerki, że moje komentarze dodają Ci otuchy. To bardzo miłe. :)

    Co do rozdziału, jest boski! Cała ta akcja z obozem jest genialna! Śmiałam się z tego onocentaura, tekst o zadku był genialny! xD
    Potem niezbyt spodobała mi się jego... ekhm, siostra ? Tak, skoro ich ojcem jest Hades...
    Za to postać Victorii bardzo polubiłam, myślę, że nasz Charles się z nią zaprzyjaźni :D
    Walka o sztandar, hm. Ciekawe, co z tego wyniknie.
    Mam nadzieję, że nic złego nie stanie się bohaterowi.
    I jeszcze rozczuliła mnie akcja z Biancą. Ty było takie so cute! :3

    Ogólnie uważam, że rozdział wyszedł Ci genialnie. Jak zwykle, przecież Katherine zawsze pisze bezbłędnie i epicko ;) xD
    Kocham, ale to kocham Cię za to, że piszesz. (Oczywiście kocham po przyjacielsku ;) )
    Mam również nadzieję, że po fanfickach z HP i Percy'ego zaczniesz tworzyć własną historie, na podstawię której wydasz książkę :D
    Życzę Ci tego ;) :*

    A, zapomniałabym.
    Na moim blogu jest rozdział 6 i informacja. Mówiłam Ci już, ale nie mam komentarza, i nie mam pewności, że przeczytałaś obie notki, na czym powiem szczerze bardzo mi zależy. Bo zależy mi na Twojej opinii co do rozdziału, a co do informacji, lepiej żebyś się z nią zapoznała.
    Przepraszam za spam, ale bardzo mi zależy żeby ktoś taki jak Ty zobaczył moją marną pisaninę, bo podobno jest poprawa w stylu.

    No nic, to tyle z mojej strony.
    Weny, weny i jeszcze raz weny życzę!
    Pozdrawiam,
    Twoja wierna, zgorzała czytelniczka i fanka,
    Reasy :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mam Victorię córkę Nike w opowiadaniu. Przysięgam, że nie zgapiłam, naprawdę! <3

    OdpowiedzUsuń