wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 8 - "Wszystko się komplikuje"

Światła mojego kochanego miasta przybliżały się w mgnieniu oka. Przemieszczaliśmy się bardzo szybko. Wiatr, który wpadał przez otwarte okno dudnił mi w uszach mieszając się z muzyką z radia. Wszystkie te odgłosy były jakby nie z tego świata, zostawialiśmy za sobą echo gnając przez mrok ku wybrzeżu. Nasze lamborghini (co było bardzo dziwne) posiadało aż cztery siedzenia. Victoria kołysała się z tyłu uśmiechając się delikatnie, a Nadia... Nadia była w swoim żywiole. Pod wpływem pędu powietrza jej włosy rozpuściły się i teraz chłostały mnie lekko po twarzy. Szeroki uśmiech na jej twarzy świadczył o wielkiej ekscytacji, a głowa kołysząca się w rytm energicznej piosenki wskazywała na jej dobry nastrój podchodzący pod euforię. Skierowała na mnie spojrzenie, a w jej oczach zabłysło podniecenie. Była to zupełnie inna Nadia niż ta, którą poznawało się w obliczu zagrożenia. W brązowych tęczówkach iskrzyło się wtedy coś w rodzaju grozy, pewności siebie i determinacji. Uśmiechnąłem się widząc tą diametralną zmianę. Zagryzła dolną wargę i przybrała minę kogoś o bardzo szalonym usposobieniu.
- Robimy rundkę wokół kontynentu?
Pokiwałem prędko głową wystawiając rękę przez okno i czując się jakby miała mi zaraz odpaść. Po ciele przebiegły mi ciarki, gdy powietrzne auto zakręciło niebezpiecznie pędząc slalomem przez drogi. Szatynka zmieniła bieg i z podniecenia oblizała wargi. Blondynka siedząca z tyłu wychyliła się i opierając o moje kolana podkręciła muzykę. Pachniała lawendą. Nie mam pojęcia dlaczego zwróciłem na to uwagę. Może dlatego, że w tym momencie jej szyja znalazła się tuż przy mojej twarzy albo dlatego, że o mało nie wypadła z auta, podczas kolejnego zakrętu lądując na moim siedzeniu i rozprowadzając zapach naokoło. Zaczęliśmy się śmiać dalej gnając naprzód. Zanim zdążyłem przyjrzeć się czemuś dokładniej znikało w oddali jak za muśnięciem czarodziejskiej różdżki. Ludzi wcale nie było widać. Czułem się jakby wszystko co mnie martwi uleciało. Zapomniałem o wyparowanym psie, goniących nas potworach, łowczyniach czekających na moją śmierć, uwięzionej ciotce, zaginięciu Hekate, spalonym obozie, dziwacznej przepowiedni, której nijak nie mogłem sobie do końca przypomnieć, o dziwnym zachowaniu kobiet w moich snach, zgubieniu słońca, o tym czemu mamy muzykę skoro Apollo już się mści (może to nie działa na boskie sprzęty?) czy chociażby o tym, że jestem herosem. Dostałem skrzydeł. Zamknąłem oczy i poczułem przemożoną ochotę wytknięcia głowy przez okno, ale biorąc pod uwagę to, że szybowaliśmy właśnie z prędkością dźwięku mogłoby się to dla mnie skończyć źle. Przeciągnąłem się i wsłuchałem w ciche warczenie silnika. Ktoś szturchnął mnie w bok. Otworzyłem oczy i zobaczyłem roześmianą Nadię. Ten widok był tak nietypowy, że aż zabawny. Wskazała palcem na ogromny las i ponownie się uśmiechnęła.
- Oszalałaś. - mruknąłem szczerząc się jak głupi. - To samobójstwo.
- A mamy po co żyć? - zaśmiała się.
Czułem, że łzy w moich oczach, które znalazły się tam z powodu wiatru i śmiechu zaraz wypłyną więc tylko pokręciłem z rezygnacją głową i odwróciłem wzrok. W tym samym czasie coś szarpnęło - wariatka dodała gazu. Nim się obejrzałem wlecieliśmy w gęstwinę drzew.Victoria krzyknęła, a z ust szatynki wyrwał się cichy okrzyk zwycięstwa. Pnie migały mi przed oczyma jak torpedy. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale każde z osobna zostało przez nas ominięte. Auto nie miało ani jednego zadrapania! I wtedy stało się to, czego obawiałem się najbardziej. Dobra, nie bałem się tego wcześniej, ale tak brzmi bardziej dramatycznie. Korzeń. Pojedynczy korzeń wystający z ziemi. Był na tyle gruby, że zdołał zawadzić nam o podwozie. Lamborghini wpadło w turbulencje i zaczęło się niekontrolowanie telepać.
- Rozbijemy się! - krzyknęła Victoria.
Nie próbowałem nawet zaprzeczać. To było oczywiste jak to, że słońce jest jasne. No...Teraz nie jest, ale... Nie łapcie mnie za słowa!
- Skaczcie!
To było ostatnie co doszło do moich uszu przed wielkim BUUUM! W porę zdążyłem otworzyć drzwi i wypaść z auta. Cacko rozpadło się chyba na kawałki, bo pamiętam, że poczułem jeszcze ostry ból w głowie. Wtedy to właśnie zemdlałem.
Powiem wam, że to wcale nie jest tak jak to opisują. Człowiek nie budzi się ani trochę wypoczęty! Nawet nie czuje tego, że "śpi". Upadłem i otworzyłem oczy. Nie mam pojęcia ile leżałem w liściach, ale wyglądało to jak sekunda. Z trudem uniosłem się na rękach i uklęknąłem. Sprawiło mi to tyle bólu, że nie dałem rady zrobić nic więcej. Z rezygnacją wyciągnąłem telefon i podświetliłem ekran, który był cały popękany.
- Och, super! To najnowszy model, Nadia! Mam nadzieję, że jesteś bogata, bo będziesz musiała mi to odkupić! - rozejrzałem się lecz znikąd nie uzyskałem odpowiedzi. - I nie zapominaj o odszkodowaniu!
Nic. Kompletna cisza. Z trudem chwyciłem się drzewa i podniosłem na nogi. Włączyłem latarkę w komórce, ciekawy jestem czemu to coś jeszcze działało, i rozejrzałem się po okolicy. Pusto. Oprócz pojedynczych części niegdyś pięknego lamborghini, rozmaitych roślin i pni nie było niczego. Żadnej żywej duszy. Chwyciłem się za bolącą głowę i przejechałem po brązowych, lekko umazanych krwią włosach.
- Nadia? Victoria? - spytałem w ciemność, której nie sięgała moja latarka.
Odpowiedziało mi głuche warczenie.
- Ja tylko żartowałem z tym odszkodowaniem - zająknąłem się cofając ostrożnie. - Telefonu też nie musisz kupować jeśli bardzo nie chcesz.
- To dobrze - odparła szatynka wychodząc z mroku i uśmiechając się łagodnie.
Ściągnąłem wargi i spojrzałem na nią morderczym wzrokiem. Miałem ochotę rzucić się na nią z wściekłości, rozszarpać ją i dać jej flaki do zjedzenia wilkom, ale niestety ból mi na to nie pozwalał.
- Jesteś głupia - mruknąłem tylko i osunąłem się po śliskiej korze. - A gdzie Victoria?
Dziewczyna podeszła do mnie bliżej i dopiero wtedy zdołałem ujrzeć szramę, która przecinała jej policzek. Ona również nie wyglądała najlepiej.
- Myślałam, że jest z tobą.
Uniosłem brwi patrząc na nią z powątpiewaniem.
- Taaak, a ona co? Będzie robić za sowę? Już mnie nie nastraszysz! - krzyknąłem w korony drzew.
- Charles, to nie są żarty. - szepnęła siadając koło mnie. - Ona... Ona siedziała z tyłu. A jeśli... - głos jej się załamał.
Nie musiała kończyć, bo sam o tym w tej chwili pomyślałem. Co jeśli nie zdołała wyskoczyć i rozbiła się o tą wielką skałę razem z autem? Przez ciało przeszły mi ciarki i poczułem dziwny, zimny skurcz w żołądku. Dostałem takiej dawki adrenaliny, że rzuciłem się przed siebie prosto do wraku naszego pojazdu. Zacząłem pojedynczo odrzucać kolejne części krzycząc jej imię. Nie potrafiłem opisać tego co mną kierowało, ale zauważyłem, że szatynka robi to samo. I znowu pojawia się pytanie : dlaczego wyrocznia o tym nie wspomniała? Wędrujemy dopiero cztery dni, a tyle zdążyło się wydarzyć! Nie zdziwię się jak umrzemy zanim dotrzemy do wybrzeża.
- Doskonale wiem co czujesz...
Podskoczyłem jak oparzony i spojrzałem na szatynkę.
- Co mówiłaś?
Zerknęła na mnie i pokręciła głową na znak, że nic.
- Ale ona już nie wróci...
Rozejrzałem się dookoła zdejmując pierścień. Miecz w mojej dłoni zabłysnął złowrogo w świetle księżyca. Czułem dzikie pulsowanie w czaszce.
- Nie ma na to szans...
Obróciłem się i poczułem jak kręci mi się w głowie. Tymczasem Nadia zatkała sobie uszy i zaczęła wrzeszczeć przeraźliwie - co się dzieje?!
- Jest już jedną z nas...
Wszystko pociemniało, a ja dalej trzymałem się na nogach słysząc krzyki córki Aresa.
- Nadia?! - wydarłem się na oślep próbując dotrzeć do nastolatki.
Niestety uderzyłem o wrak lamborghini i straciłem orientację. Piski ucichły, a zastąpiły je ciche jęki. Wzrok powoli mi wracał. Ujrzałem zapłakaną szatynkę siedzącą na mchu i wytrzeszczającą ze strachu oczy. Chwiejnym krokiem ruszyłem w jej kierunku i objąłem ją kładąc miecz na trawie. Przytuliła mnie zaciskając powieki i łkając cicho. Nie miałem pojęcia co się właśnie stało, ale czułem, że wszystko jest nie tak. W głębi wiedziałem, że nie jesteśmy tu tylko po to by znaleźć Hekate... Szykowało się coś o wiele większego. Najpierw dziwne sny, ktoś duszący Thalię... Persefona! Artemida chcąca mnie zabić, a teraz porwanie córki zwycięstwa. Ktoś lub coś wyraźnie nie chce żeby cokolwiek nam się udało. Delikatnie odsunąłem się od dziewczyny głaszcząc ją po policzku. Nie miałem sił nic powiedzieć więc wskazałem tylko palcem stronę, z której nadlecieliśmy - tam powinna być plaża. Pomogłem jej wstać i razem ruszyliśmy przez grząski grunt, a zanim się zorientowaliśmy... ziemia się zapadła. Nie, nie spadaliśmy. Było to raczej uczucie bezwładności. Potem poczułem jakąś śliską maź na plecach i pomyślałem o tym, że zaraz odpadnie mi twarz. Dziwne? Gdy nagle nabierasz prędkości 100 km/h w dół wnętrza ziemi nic nie wydaje ci się dziwne. W ciągu paru sekund poczułem grunt pod nogami. Było to bardzo bolesne doświadczenie, ale nie będę tu tego opisywać. Ważniejsze jest to co wtedy zobaczyłem. Wielka forteca. Ogromny zamek otoczony murami obronnymi, wieżami strażniczymi, armatami... Przed pozłacaną bramą stali trzej ochroniarze. Rozejrzałem się w poszukiwaniu sztynki. Leżała na ziemi nieopodal. Zrobiłem krok w jej stronę i nagle wszystko przed oczami mi się potroiło. Chyba nie byłem w najlepszym stanie. Upadłem na kolana zdejmując plecak i szukając ręką prawidłowego bidonu z nektarem. Wtedy ktoś zaczął szeptać mi do ucha. Najpierw był to łagodny i spokojny głos, potem przerodził się w dudnienie.
- ... natrafi na mury starego fortu.
Budowla prastara, przedwieczna
Okaże się niebezpieczna...
Potrząsnąłem głową próbując odczepić się od dziwnych myśli, które z niczym mi się nie kojarzyły. Niestety kilka ostatnich wersów ugodziło jeszcze mocniej.
- ... podziemie pochłonie wszelkie istnienie,
Olimpowi grożą piekielne płomienie,
Chyba, że dziecko Hadesa
Okaże świadomość Arystotelesa.
Wytrzeszczyłem oczy jeszcze mocniej się telepiąc. Upadłem i zacisnąłem pięści przyciskając je do siebie. Poczułem, że ktoś mnie chwyta i odciąga na bok. Po raz kolejny straciłem przytomność. Obudziło mnie jasne światło. Tuż nad moją twarzą błyszczała jarzeniówka. Syknąłem cicho gdy spróbowałem się ruszyć. Z trudem usiadłem i rozejrzałem się po pokoju. Był cały biały. Szpital? Leżałem na pojedynczym łóżku, było niewygodne i strasznie skrzypiało. Starałem się przypomnieć co się właśnie stało kiedy drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich człowiek w greckiej zbroi.
- Pan wzywa - powiedział niskim głosem.
Spuściłem nogi z łóżka i rozmasowałem sobie ręką kark.
- Gdzie jestem? Co ja tu robię? - wyrzuciłem z siebie patrząc podejrzliwie na mężczyznę.
- Pan wzywa - powtórzył.
Podniosłem się i jęcząc ruszyłem za wojownikiem. Szliśmy ciemnymi korytarzami. Była to drastyczna i bolesna zmiana dla moich oczu. Wróciłem myślami do momentu przed omdleniem. Ktoś chyba jednak był po mojej stronie, bo dzięki tajemniczemu głosowi uświadomiłem sobie, że wypełniliśmy pierwszą część przepowiedni. Może wcale nie mieliśmy najpierw DOTRZEĆ do portu, ale najzwyczajniej w świecie WYRUSZYĆ. No i wszystko jasne. Teraz tylko nabrałem wątpliwości co do kolejnych fragmentów. "Czyli nie zjemy kiełbaski z grilla?" - przemknęło mi przez głowę. Wpadłem na chłopaka, który stanął jak wryty. Spojrzałem na niego i dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że otwiera mi drzwi do ogromnej sali. Niepewnie wszedłem do środka, a wrota się za mną zamknęły. Znajdowałem się w sali tronowej. Czerwony dywan pokrywał całą powierzchnię. Ściany z marmuru pomalowanego na kremowo wysadzane były diamentami. Sznur pochodni ciągnął się wzdłuż nich jakby wskazując drogę do ogromnego fotela. Wszędzie stała broń, wycelowana jakby prosto we mnie. Jednak najbardziej moją uwagę zwrócił znak wymalowany na suficie. Świnia. Przyjrzałem się uważniej dostojnemu krzesłu i ujrzałem pewną postać. Bardzo dobrze zbudowany trzydziestolatek w greckiej szacie siedział wyciągnięty pojadając kebaba. Jego kręcone, brązowe włosy opadały na twarz, zarost świadczył o męskości, a nóż u pasa błyszczał złowrogo. Uniósł na mnie wzrok i wyprostował się.
- Nareszcie dotarłeś. - uśmiechnął się.
- Aresie... - mruknąłem składając mu delikatny pokłon.
Bóg wstał i podszedł do mnie przyglądając mi się uważnie.
- Czy wiesz co tu robisz? - spytał wyraźnie zainteresowany.
Uniosłem brwi nie wierząc, że sam się tego nie domyśla, ale mimo wszystko postanowiłem odpowiedzieć.
- Przybyłem, by odnaleźć Hekate. Chciałbym uzyskać pewne informacje.
- Hm - prychnął obchodząc mnie naokoło. - Nic nie wiem o zaginięciu bogini magii jeśli to cię dręczy.
- Czy... czy mogę o coś spytać?
- Jasne, wal śmiało. - mruknął idąc w stronę wielkiego kufra i wyciągając butelkę piwa.
- Dlaczego jesteśmy w podziemiach? 
Westchnął cicho przelewając napój do kufla i biorąc sporego łyka.
- Dobre.. Naprawdę, niezłe. Ci śmiertelnicy mają dobry gust - spojrzałem na niego, a on mruknął coś pod nosem i ponownie usiadł na tronie. - Okej, przyznaję... Wlazłem w układy z Hadesem. Wynajmuję to miejsce. Tu jest po prostu więcej do roboty niż na powierzchni.
- Zatrzymałeś się w krainie cieni na... urlop?
- Można tak powiedzieć. Hotel "Las Hades" oferował poza tym najniższe ceny. "Grzmot Pioruna u Zeusa" mimo, że jest daleko od miejsca walki potroił cenę! Szaleństwo!
- Moment, moment... Jakiej walki?!
- Och, herosi. Jak zwykle niepoinformowani. - westchnął. - Myślę, że nie ode mnie powinieneś się o tym dowiedzieć.
- Przecież jesteś bogiem wojny! - krzyknąłem - Moja koleżanka zaginęła! Podobnie jak bogini! Pozostałe patronki również się buntują! Ktoś przejmuje kontrolę nad najwyższymi reprezentantkami tamtej płci, a ty...
Olśniło mnie, a Ares uśmiechnął się znacząco.
- No i widzisz. Nie wiem nic więcej czego ty byś się nie domyślał.
- To co mam teraz robić?
- Ha! Chyba nie jestem niańką prawda? - spuściłem głowę. - No dobra, myślę, że powinieneś zacząć od tego co sprawiło, że się tu znalazłeś.
- Mam wracać do obozu?
- Coś co sprawiło, że znalazłeś się konkretnie TU.
Zastanowiłem się. Lecieliśmy lamborghini, zahaczyliśmy o korzeń... Korzeń. Korzenie? Rodzina... Hades. Uśmiechnąłem się do siebie i uniosłem wzrok natrafiając na czujne i srogie spojrzenie boga wojny. Malowała się w nich taka sama determinacja jak u Nadii i pomimo uśmiechu wcale nie wyglądał łagodnie.
- Chyba czas na spotkanie z ojcem.

~ ~ ~ 


Nareszcie jest :) Przepraszam za długi czas oczekiwania :P Jest krótszy, ale muszę was trochę w niepewności potrzymać. Może się wydawać, że wszystko zaczyna się wyjaśniać... Jeśli tak - chyba mnie nie znacie :3 I tak wam nic nie powiem :D

Liczę na komentarze - to dużo znaczy :*
Kocham was!

6 komentarzy:

  1. O kurczaczkiiii *.*
    Rozdział, choć krótki jak na Ciebie (co sama zauważyłaś), jak zawsze cudowny, wręcz doskonały! Malo błędów (chyba tylko raz zjadłaś którąś literę w wyrazie "szatynka", nic chyba poza tym), ciekawa treść, akcja, no i ta tak kochana przeze mnie tajemniczość ^^
    Nadia pędząca sobie z prędkością światła autkiem... Cudowne! ;p Takie tam prędkości nigdy za wiele ;p
    Korzeń. Zawsze wszystko przez korzeń. Ile to razy sama zaliczyłam glebę przez korzeń... Jednak było trochę mniej szkód, bo nie wyrżnęłam boskim lamborghini xD
    Gdzie Vic?! Jak mogłaś zabrać akurat ją, taką blondynę pachnącą lawendą? ;< Mam nadzieję, że się znajdzie cała i zdrowa!
    BUM! I są w podziemiach. Ale nie u ojczulka Charlesa a u ojczulka Nadii. Taki tam kebab... i problmy z wyborem hotelu xD
    Charles zaczyna kminić... Powodzenia mu życzę :D

    No i tak sami Tobie, Kath, powodzenia przy pisaniu kolejnego rozdziału i weny do tego, kochana! ;*

    Twoja Cupcake.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najdroższa moja Kath!
    Na początek chcę przeprosić za późny komentarz, ale nie miałam dostępu do neta ;O
    Teraz również jestem "nielegalnie" ;)
    Ale już nadrabiam!
    Ohh...nie ma, jak to pędzić takim cackiem przed miasto *-* TEŻ TAK CHEM!!! xD
    Mrmrmrm ^^ widzę, że Charles'owi bardzo pasuje obecność Nadii ;)) hihihih :33
    Szczerze mówiąc, to ja też ją taką wolę - spoko koko i na luuuuuuuzieeee... ;**
    O O O !!! Paczę też, że na zapach Victorii również zwraca uwagę O.O na coś się tu szykuuujeee... xD JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ! Ahh...ta miłość - serce nie sługa - święta prawda ;*
    O BOŻE O BOŻE ALE JAZDA!!! Nadia rzeczywiście debeściara :D
    O żal, GDZIE VISKY?!!!??!?!?!?!??!?!?! GDZIEEE??!??!!??!?! ;'OOOO
    O jej...Las Hades...LAS HADES!!!! KOBIETO TUTAJ UMIERA MOJA ULUBIONA BOHATERKA (no dobdziem, JEDNA Z ulubionych ;**) A TY TUTAJ PISZESZ O LAS HADES???!! O.O
    Aż brak mi słów, jakie dziru robisz w mojej głowie! :D
    MRAUUU!!! Hades!!! Ohh, wszystko Ci wybaczam *_*
    O ile opiszesz go jak Boga z Mojego Snu ^^

    Nie mogę sie wprost doczekać NOWEJ NOTKII!!! Pisz zaraz szybko!!! :D
    I niebawem zaproszę Cię na pewne... "otwarcie" ^^ ale do tego jeszcze trochę czasu ;**

    Buziale i przepraszam za wszelkie błędy, ale piszę na tablecie xD
    Pozdrowienia, GENIUSZU!!!!
    ~Twoja Alexa ;33

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem tępa i na razie rozumiem tylko kawałek o forcie xD. Noo nie będzie grilla? Idę się powiesić :<. Victoria zaginęła!? What!? Jak ją zabijesz to cię uduszę! Prawie się poryczałam! Moment w aucie słodki xD Charles i Victoria mają być razem! :3 Nie no ,mózg mi rozwaliłaś tym rozdziałem! Ares wpieprza kebaby!! Co za grubas xD. I kabum do Podziemia! Nananana Ares na wakacjach zawsze spoko xD Hades wynajmuje hotele!? Jakby mało mu było kasy ,dziad jeden =P. Lalalala Charles złoży wizytę tatusiowi ,już nie mg się doczekać ^^.
    Wybacz ,że krótko no ale mózg mam rozwalony w drobne kawałki. Pisz dalej ,kocham cię ,kocham to opo i kocham Charlesa. Wenki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku! KOCHAM TĘ HISTORIĘ!
    Piszesz z ogromną lekkością. Patrząc przez pryzmat młodego wieku musze stwierdzić, że masz niebywały talent. Piszesz tak... ciekawie. Podoba mi się przeplatająca się co jakiś czas nutka sarkazmu w wypowiedziach bohaterów.

    A własnie, bohaterowie. Są naprawde bardzo ciekawie przedstawieni.
    Zwłaszcza Charles. To urocze dziecko... W ogóle to wielbiam NIEOGARNIĘTE PIEKIELNE OGARY! xDDD
    Sama czytam książki o Percym więc Twoja historia to dla mnie. nie czarujmy się, coś naprawde ciekawego. fabuła jest wciągająca a akcja się nie rozwleka.

    GENIALNE, jednym słowem.

    Pozdrawiam, Tesse. http://irim-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku, jejku, jej!
    GENIALNY!
    Tylko co się stało z Victorią ?!
    Jejku, mam nadzieję, że nic złego.
    Polubiłam Aresa i Nadię. Są spoko.
    Ale najbardziej spodobał mi się tekst Charlsa :
    "- Chyba czas na spotkanie z ojcem."
    Oł, yes. Nie ma to jak spotkanie z ojcem, który jest bogiem podziemia. Całkowicie me gusta xD ;)
    Jejku! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    Kurdę. W tak krótkiej wypowiedzi powtórzyłam wyraz jejku co najmniej 10 razy -_-
    Dzieje się ze mną coś złego, ale to nic.
    Ważne, że przeczytałam ten genialny rozdział i z niecierpliwością czekam na kolejny xD

    Pozdrawiam,
    Twoja wierna czytelniczka,
    Reasy :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraaszam cie słońce że tak krótko ale nie mam weny na komy..
    Drugą rzeczą za którą przepraszam jest to że tak późno komentuje .;/
    GDZIE jest victoria? O_O Jak ona zginie to potne się masłem . xD
    Mam dreszcze!? To dziwnee? ;) Czemu Ares je Kebaby? Sory ale Ares którego ja znam jest wegą ^^
    W tym rozdziale tyle się dzieje że sie tego opisać nie da?! Hades jest hotelarzem? CO??!! Kocham ten rozdział i dodaj szybko następny bo zamiast masłem potnę się ogórkiem. xD
    Podsmując: Nadal jesteś geniuszem i mi jest smutno. ;/ Ale i tak cie kocham ♥ ;**
    Pozdrawiam i Zapraszam cie do mnie misia <3

    OdpowiedzUsuń