Spojrzałem z trwogą na moją koleżankę, której wyraz twarzy robił się coraz bardziej zacięty. Wyglądała jakby wahała się czy wyjaśnić mi o co chodzi czy przeczekać jeszcze trochę. W głowie wyświetlił mi się napis, już zapomniany fragment przepowiedni. "Budowla prastara, przedwieczna okaże się niebezpieczna". Asekuracyjnie położyłem palec na moim pierścieniu, by w razie czego ściągnąć go i stanąć do walki. Dziewczyna chyba to zobaczyła ponieważ jej twarz zaczęła drżeć. Nacisnąłem na przycisk odblokowujący pasy i szybko wysiadłem z auta. Przez szybę widziałem jak nastolatka zaczyna się... gotować.
"No nie, kolejny potwór?!" - pomyślałem - "Nie moglibyście wymyślić czegoś innego?!".
Usłyszałem świst nad głową i schyliłem się gwałtownie, gdy dwie silne postacie chwyciły mnie za ramiona.
- Dokąd się wybierasz, Charlie? - powiedziała Nadia stojąca po mojej prawej.
Prędko zacząłem mrugać jednak dziewczyna nie znikała. Ale przecież Nadia siedzi w aucie!
- Nie masz się czego obawiać. Jestem z tobą! - zwróciłem wzrok w lewą stronę i ujrzałem Nadię.
Nadia numer 1 zdążyła już opuścić pojazd i teraz stała rozpuszczając mi się przed oczami.
- Spokojnie. Zabijemy cię szybko i bezboleśnie. - podsumowała.
Zaczęło powielać mi się w oczach, gdy kolejne Nadie powychylały swoje głowy zza głazów, drzew i krzewów. Po chwili cała dwunastka poczęła się stopniowo rozpuszczać. Halo! Ledwo co mogłem wytrzymać z jedną Nadią, a tutaj już dwanaście?!
Właściwie to nie wiem na co ja czekałem. Zamiast wyciągnąć Xifosa i rozciąć je wszystkie na pół... Stałem. Może i słusznie. Nagle nastolatki krzyknęły jednym głosem i nim się spostrzegłem miałem przed oczami bandę porządnie umięśnionych, wysportowanych i uzbrojonych dziewczyn. Jedna z nich nosiła czarny płaszcz z kapturem.
- No nie... - mruknąłem.
Okej, może przesadziłem! Już wolę potwory! Wolę te wszystkie Nadie! Nie mam teraz wcale ochoty na spotkanie z... łowczyniami Artemidy. W szczególności, że na pewno nie są do mnie przyjaźnie nastawione.
Kobieta w kapturze drgnęła, co miało chyba uchodzić za chytry uśmieszek. Nie wiem, nie widziałem.
- I co możesz nam teraz powiedzieć... Synu syna Posejdona? Synu Hadesa? A wręcz wnuczku - tu prychnęła - Kronosa?
- Moment... - przerwałem - Za dużo tych synów.
- ZAMILCZ! - syknęła.
- Ej, chwileczkę, zadałaś mi pytanie to odpowiadam, nie?
Usłyszałem jak gdzieś za mną napięła się cięciwa.
- Okej, no to nie.
- Nie masz pojęcia co dzieje się tam na dnie... Kiedy cię zabijemy będziesz nam wdzięczny, że cię ocaliłyśmy przed wojną.
- Jak mogę wam być wdzięczny skoro będę martwy?!
- Byłoby mi cię szkoda gdyby nie to, co ON zaoferował mi w zamian.
- Eee... Ale w jakim sensie? - wyszczerzyłem zęby.
- Wszyscy chłopcy są tacy sami! Dlatego twierdzę, że powinno się was niszczyć.
- Ykhym - ktoś odchrząknął - Nie chcę cię w żadnym stopniu pospieszać, Pani, ale mamy trochę poważniejsze sprawy na głowie niż plotkowanie z jakimś szczeniakiem.
- Racja. Wybacz mi, Thalio.
Zamarłem. Nie patrzyłem już nawet co robi dziewczyna w kapturze, którą jak się domyślam była Artemida. Liczył się dla mnie ten jeden głos. Ta jedna osoba, która celowała we mnie z łuku. Dziewczyna dysząca mi praktycznie w kark. Słyszałem każdy jej krok, każdy najdrobniejszy ruch. I zero niepewności co do zamordowania mnie. Uniosłem ręce do góry z czym chyba pozostałe łowczynie nigdy się nie spotkały, bo zdezorientowane podniosły broń. Powoli obróciłem się. Teraz stałem już mierzyłem się spojrzeniem z czarnowłosą punkówą. Jej twarz była brudna jakby bardzo dużo przeszła. Patrzyła na mnie z nienawiścią, ale jej oczy były... Puste. Najzwyczajniej w świecie puste. Nie to, że ich nie miała, ale po prostu czułem, że to nie był ten wzrok. Jakby ktoś patrzył za nią.
- Thalia... - szepnąłem podchodząc do niej powoli, ale ona tylko wyżej podniosła łuk.
- Nie zbliżaj się, nędzny herosiku.
Stanąłem wbijając w nią swoje badawcze spojrzenie. Po pierwsze - nie rozumiałem dlaczego mi się śniła. Po drugie - dlaczego tak na mnie patrzy. Po trzecie - czemu jest po złej stronie?
Wtedy naszło mnie niemiłe przeczucie, że to ja mogę być po tej złej stronie.
- Nie pamiętasz mnie? - spytałem znowu robiąc krok naprzód - Jestem Charles. Charles Jackson.
Wzdrygnęła się lekko jakby to nazwisko koniecznie chciało ściągnąć ją na ziemię.
- THALIO! - ryknęła Artemida na co nastolatka ponownie naciągnęła strzałę.
Ryzykownie brnąłem przed siebie. Jeśli ma mnie zabić to i tak to zrobi.
- Nie powinnaś tu być. To co robisz jest niedobre. Wszystkich on was opętał. ON to zrobił! ON!
Sam nie wiedziałem o kim mówię, ale na nią wyraźnie to podziałało. Jej oczy zapłonęły czerwienią, a z ust potoczyła się piana.
- JAK ŚMIESZ GO OBRAŻAĆ?! ON JEST NAJWIĘKSZYM I NAJPRAWDZIWSZYM PANEM PODZIEMIA! NIGDY NIE POZWOLI CI NA COŚ TAKIEGO! PONIESIESZ SUROWĄ KARĘ!
- Przestań! Natychmiast przestań! - krzyknąłem - Przejmij ponowną kontrolę nad ciałem! Musisz to przezwyciężyć!
- Dość - odezwała się bogini - Zabić go.
Wszystkie rzuciły się na mnie z mieczami i sztyletami. Ostatnie co zdołałem wydusić z siebie to:
- CIOCIU, RATUJ!
A potem przykryła mnie fala ostrzy.
Ból. Tylko ból. Któraś z rozentuzjazmowanych dziewczyn musiała uszkodzić mi ucho. Syk. Głuchy syk. Z oddali dochodził mnie dźwięk obijającego się o siebie żelaza. Zarys nastolatek w zbrojach biegających nade mną w... popłochu. Ale o co chodzi? Obraz się wyostrzył i zobaczyłem, że kurczowo wbijam palce w ziemię. Zobaczyłem Thalię walczącą ze swoimi "siostrami". Zobaczyłem ogromną dziurę powstałą wokół mnie w miejscu gdzie trzymałem zaciśnięte dłonie. To ja to zrobiłem. Kolejne drżenie ziemi i jedenaście fałszywych Nadii znikło jak zaczarowane. Coś wciągnęło je pod ziemię. Tylko czarnowłosa dziewczyna ubrana w podarte ciuchy chwiała się jeszcze na nogach. Uniosłem się powoli czując ogień płynący po moim lewym policzku. Uchwyciłem spojrzenie upadającej na ziemię ciotki. Wstałem i z wielką trudnością przekroczyłem zarastającą się już rozpadlinę. Z auta wyciągnąłem mój plecak i klękając przy dziewczynie poczęstowałem ją batonem z ambrozją. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko. Przez dłuższy czas żadne z nas nic nie mówiło. Baliśmy się konsekwencji jakie mogłyby wyniknąć z niepotrzebnej wymiany słów. Powinienem jej podziękować, przecież przeciwstawiła się swojej opiekunce żeby mu pomóc.
- Yyym... Dzięki - mruknąłem dotykając delikatnie mojego ucha.
Thalia usiadła i wyjęła z mojej torby pojemnik z nektarem.
- Przechyl głowę - powiedziała spokojnie.
Zrobiłem co mi kazała. Zobaczyłem jak odkręca i przechyla bidon. Potem okropny ból zagłuszył moje zmysły. Lewa część twarzy była lizana przez jakieś strasznie lodowate płomienie. Gdy się w końcu ocknąłem leżałem w piachu machając rękoma jak ptak. Rozejrzałem się i natrafiłem na roześmiane spojrzenie nastolatki.
- Skutki uboczne - zachichotała pomagając mi wstać - Nie owijajmy w bawełnę - dodała po chwili - uratowałam ci tyłek omal nie tracąc życia. Czego ode mnie chcesz?
- Ja... - zamarłem.
Nie wiedziałem.
- No wiesz. Śniłaś mi się. Wszystko to... No wiesz, a poza tym ten ON. I Nadia... I wy... I Victoria... A potem.. No... Wiesz.
Przechyliła głowę i uniosła brwi.
- Nie wiem.
Wyjaśniłem jej wszystko od początku. Od momentu zaatakowania przez piekielne ogary aż do wizyty u Aresa. Trochę to trwało, a kiedy skończyłem stało się coś nieoczekiwanego.
- Pomogę ci. Odnajdziemy i Nadię, i Victorię... I cel twojej wędrówki.
A później mina jej zrzedła. Nagle zaczęła krzyczeć i zwijać się z bólu, a potem... cisza. Żyła, oddychała. Jednak wszystkie jej dotychczasowe rzeczy znikły. Leżała w zwykłych ciuchach. Nie miała żadnej broni. Nie miała przy sobie niczego.
- Wszy-wszystko gra? - spytałem łapiąc ją za ramię.
W odpowiedzi uzyskałem tylko ciche jęknięcie, któremu towarzyszyła łza.
- W końcu to zrobiła... Odebrała mi nieśmiertelność... Za zdradę - wychrypiała - ... Nie jestem już łowczynią.
Poczułem jak drży. Nie wiem skąd, ale wiedziałem o co chodzi.
Artemida wykluczyła ją z szeregu swoich wiernych pomocnic. Ona teraz czuła jakby cały świat runął w dół. Nie miała nic. Zaczynała się starzeć jak normalny człowiek. Była zwykłym półbogiem, bez dachu nad głową. W każdej chwili mogła stracić życie. Nic nie liczyło się dla niej tak jak jej praca. Od tej pory musiała dzielić mój żywot.
Pomogłem jej wstać i kciukiem otarłem kolejną łzę, która spłynęła aż do mojego nadgarstka. Uśmiechnąłem się do niej pociesznie i przytuliłem ją. Chyba to niestosowne przerywać jej tak wielką chwilę zadumy, więc złapałem ją tylko za rękę i poprowadziłem w stronę Aresowego Auta. Pomogłem jej wsiąść i odczekałem aż trochę się uspokoi. Darowałem sobie zbędne słowa pocieszenia, że wszystko będzie dobrze. Na mnie teraz spadło owo słynne poczucie winy. I to nie tylko z powodu Thalii. Ja zabiłem moją ukochaną suczkę Panią O'Leary, przeze mnie obóz został zniszczony, ja rozwaliłem słońce Apolla, to moja wina, że Victoria i Nadia zniknęły, a teraz dołożyło się jeszcze to. Ciężkie jest życie herosa.
Piętnastolatka chwyciła mnie za nadgarstek i szepnęła cicho:
- Jedź w stronę tej wielkiej skarpy.
Odpaliłem wóz i spokojnym tempem ruszyłem w tamtą stronę. Ciemne niebo przemierzały kraczące ptaki. Co rusz zniżały lot dziobiąc coś lub kogoś przyczepionego do skały. W miarę jak się przybliżaliśmy doznawałem coraz bardziej niemiłego przeczucia, że wiem kto to.
Nadia wisiała uwiązana grubymi linami nad przepaścią. Ptaszyska dźgały ją we włosy, raniły ręce i nogi. Liczyły chyba na to, że jej ciało szybciej się tam rozłoży. Na całe szczęście jeszcze żyła, co poznałem po ułożeniu ust, które ruszały się w takt wulgarnych wyrazów. Zatrzymałem samochód i wysiadłem trzaskając drzwiami. Nie czekałem na ciocię, z resztą ona i tak by nie poszła. Za bardzo przypominałoby jej to jej dawne życie.
- Ile można na ciebie, głupku czekać?! - wrzasnęła zaczepnie z wyraźną ulgą w głosie.
- Wybacz, zgrywanie superbohatera zabiera trochę czasu.
Odplątałem jej jedną rękę i krzycząc "złap się!" zrobiłem to samo z drugą. Krótki krzyk uświadomił mi, że Nadia została uwolniona, a głuche "auć" dało znać, że udało jej się chwycić jakiejś skały. Szybko podszedłem do rozpadliny i pomogłem wyjść dziewczynie. Z ulgą upadłem na piach, dopiero teraz odczuwając jak bardzo jestem zmęczony. Wziąłem głęboki oddech i starając się nie zwymiotować z wysiłku zacząłem głośno powtarzać słowa przepowiedni.
- Trójka herosów wyruszy do portu...
- Zrobione - potwierdziła nastolatka.
- Natrafi na mury starego fortu...
- Byliście w odwiedzinach u ojczulka? Porwali mnie tuż przed wjazdem.
- Budowla prastara, przedwieczna okaże się niebezpieczna...
- Sądząc po twoim wyglądzie to i to się sprawdziło.
Uśmiechnąłem się zgryźliwie.
- Podziemie pochłonie wszelkie istnienie, Olimpowi grożą piekielne płomienie, chyba że dziecko Hadesa, okaże świadomość Arystotelesa.
- ... A tego to w ogóle nie kumam.
- Gdyby była tu Victoria - westchnąłem starając się by zabrzmiało to jak najbardziej naturalnie.
- No... Zawsze wiedziała co robić.
Zapadła niezręczna cisza, w której nikt nie wiedział co powiedzieć.
- Przepraszam. To przeze mnie zginęła.
Nawet nie zastanawiałem się jakie to dziwne, że córka boga wojny przeprasza. Odpłynąłem myślami gdzieś daleko, poza obręby mojego mózgu.
- Jeżeli nie masz jawnych dowodów na to, że coś zginęło, równie dobrze to coś może się przed tobą chować. Dopóki choć jedna osoba wierzy w to, że coś się znajdzie, szanse na to są takie same, jak gdyby wierzyło w to tysiąc osób. Nie warto się poddawać, bo nigdy nie wiemy co może na nas czekać zaraz za zakrętem, a może się to okazać bardzo istotne dla celu naszej wędrówki - szepnąłem wpatrując się w czubki moich zawodnych-niezawodnych tenisówek.
Brunetka westchnęła cicho jakby potwierdzając moje słowa i zwinęła się w kłębek.
- Chciałabym kiedyś spotkać tatę. Nadzieja jest matką głupich...
- Skoro tak, to ja chyba jestem naprawdę szajbnięty - odparłem i wstając ruszyłem prosto do auta Aresa.
~ ~ ~
Nie jest to jeden z najdłuższych rozdziałów, ale chyba jestem z niego nawet zadowolona. Fakt faktem podoba mi się zakończenie ^^ Tak czy siak parę informacji:
A) Dedykacja dla Destiny Chase, AAlexy, Cupcake i Reasy <3
B) Zapraszam na bloga: http://trzy-gracje.blogspot.com/ mojej koleżanki ;D
C) Zachęcam do komentowania!
D) Jeżeli znacie dobrą szabloniarnię, która szybko realizuje zamówienia lub sami tworzycie szablony chętnie kogoś do tego zatrudnię!! :*
Pozdrawiam!