sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 15 - "Różowa pantera, złe dobre wróżki i opętana krowa"

Eee, nie wiem czy powinienem powiedzieć, że to już drugi tom tego co wam opowiadam. W sumie tamta przepowiednia nie dobiegła jeszcze końca, a nowa przepowiednia jeszcze nie zaczęła się spełniać. Uznajmy więc, że jest to tom 1 i 1/2.
Tego dnia siedziałem sobie od rana pod prysznicem. Głowa pulsowała mi jak oszalała i nie czułem się najlepiej. Trunek od dzieci Aresa tylko mi zaszkodził. Szorowałem dokładnie gąbką każdą ranę i zadrapanie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo jestem posiniaczony. Wyszedłem z łazienki natrafiając na czujne spojrzenie mojej bezimiennej siostry. Czy nikt w obozie nie wie jak ona się nazywa? Przypatrywała mi się tak, że aż poczułem ciarki na plecach, więc prędko wciągnąłem przez głowę bluzkę. Podszedłem do lustra i przyjrzałem się sobie. Byłem wymizerowany. Przybyło mi parę mięśni, ale nie zrobiło to żadnej różnicy dla wygłodzonego ciała. Wyszło więc na to samo. Moje poczochrane brązowe włosy, po wysuszeniu były suche jak siano. Nie dziwię się z resztą. A pod niebieskimi oczami widniały cienie. Westchnąłem ostentacyjnie. Czułem się strasznie, ale mimo to nadal nie przypominałem żadnego z pozostałych dzieci Hadesa. Blondyni mieli szydercze spojrzenie i bardzo męskie (jak na nastolatków) rysy twarzy, a moja siostra... Po prostu zabijała wzrokiem. Cały jej mroczny styl powodował, że gdy znalazła się w pobliżu miało się ochotę uciec. No więc weźcie teraz prześpijcie spokojnie noc w takim towarzystwie. Można dostać małpiego rozumu! Chociaż... Nie wiem czy mi to jeszcze grozi.
Włożyłem buty i wyszedłem na zewnątrz. Powiało chłodem. Liczyłem na letnie i rześkie powietrze, takie jakie było przed moim wyjazdem na misję, ale rozwalenie słońca wszystko utrudniało. Trzeba się było zająć tym jak najszybciej. Mamy góra półtora miesiąca dopóki czarny świat sam się nie wykończy.  Ruszyłem do jadalni. Po drodze kiwnąłem ręką Nadii, która wyglądała jakby nie do końca wiedziała gdzie jest. Wczorajsza impreza chyba nie wyszła jej na dobre. Kiedy otworzyłem drzwi stołówki, Victoria złapała mnie za łokieć i wywlekła z budynku. Szła przede mną wyraźnie zdenerwowana, nadal nie puszczając mojej ręki. Zaciągnęła mnie aż pod skałkę wspinaczkową, po czym rozejrzała się na boki z trudem przełykając ślinę. Zwykle opanowana nastolatka wyglądała jak strzępek nerwów. Skubała krótkie spodenki ładnie podkreślające jej nogi. Po chwili odezwała się drżącym głosem bliskim płaczu.
- Jest sprawa.
Westchnąłem ciężko i spojrzałem w jej błękitne oczy. Oaza spokoju zamieniła się w sztorm. Powieki jej drgały. Nie użyła nawet tuszu do rzęs. Kiwnąłem głową zachęcając ją do mówienia.
- To przez tę całą misję. I przez to co mówiła Hekate. Ja... Ja nie wiem czy dam sobie radę.
Uniosłem brwi.
- Ty? Ty nie dasz sobie rady? Przestań, jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką spotkałem. Sama jedna uwolniłaś boginię magii z pułapki grożącej śmiercią!
- To nie było tak - bąknęła.
No właśnie. To była sprawa, o której nie chciała mówić. Sformułowanie "uwolnienie Hekate", a używaliśmy tego często ostatniego dnia, stało się już naszym małym tabu.
- Poza tym... Mam bardzo złe przeczucia.
- Jakie?
Podeszła do mnie i ponownie rozejrzała się na boki. Nachyliła się, tak, że znowu poczułem zapach lawendy i szepnęła mi do ucha:
- Ktoś nas szpieguje.
Wzdrygnąłem się. Zerknąłem za siebie, ale nikogo nie ujrzałem.
- Jesteś pewna?
Kiwnęła głową.
- Te potwory, które nas atakowały... To nie są potwory z Hadesu, krainy twojego ojca. Nie mają tak czułego węchu na półbogów i sam widziałeś, że można je zniszczyć serem - tu lekko się uśmiechnęła, jak na wspomnienie dobrej komedii - Są zupełnie inne... Są mieszankami wielu zwierząt, a czasem nawet ludzi. One same nie zorientują się, że jakiś heros jest w pobliżu. Ktoś je na nas nasyłał.
- Ale kto?
- Tego przecież nie wiem, ale nie wydaje mi się, by mógłby być to ktoś z zewnątrz. To był ktoś, kto wiedział o tym jak przebiega nasza misja. To po prostu MUSIAŁ być ktoś z naszych. Chyba, że szpieg ma na serio dobry kamuflaż.
- Coś jak... Różowa pantera?
Trzepnęła mnie w ramię i zaśmiała się. Przez łzy. Nawet nie zauważyłem kiedy słone kropelki zaczęły kapać jej z policzków. Otarłem jej twarz dłonią i przytuliłem ją do siebie,
- Jesteś idiotą. Rozśmieszać kogoś w takiej chwili.
- Śmiech to najlepszy sposób na rozładowanie napięcia - westchnąłem - Spoko, damy sobie radę. Ten kot nie ma z nami najmniejszych szans. Ja go złapię. Jak byłem chłopcem grałem na komputerze w różową panterę. On nam się nie wywinie.
Nastolatka ponownie się zaśmiała odsuwając się. Wzruszyła ramionami i westchnęła ciężko.
- Dzięki.
- Do usług - wyszczerzyłem się - Musimy tylko powiedzieć Nadii.
- Nie ma sprawy, ale najpierw chodź. Czas na bitwę o sztandar.
Jęknąłem głośno.
- I... Coś ci powiem - podeszła bliżej i uśmiechnęła się - Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Tylko, proszę. Postaraj się tym razem nie sfajczyć obozu.


* * *



- Chcę się zamienić - oznajmiła Nadia patrząc groźnie na Jake'a.

Grupowy domu Hefajstosa, chłopak Victorii i kapitan mojej marnej drużyny w bitwie o sztandar zaśmiał się.
- Dlaczego niby chcesz się zamieniać? Z resztą dostaniecie nowego.
- Doskonale wiesz, baranie, że dopóki nie wiemy czyim synem jest Max, on nie powinien brać w tym udziału.
- Przypominam ci, że jest to bitwa DOMKÓW. A skoro nowy jest w domku Hermesa, to znaczy, że należy do was.
- Nie traktuj go jak psa - warknęła Nadia - Chcę się zamienić.
- Niby na kogo? - żachnął się.
- Daj mi domek Hekate i Hadesa, a ja ci oddam Hestię i Boreasza, proste.
Jake wybuchnął śmiechem.
- Hekate za Hestię jeszcze bym zrozumiał, ale mam ci oddać dzieciaki podziemia w zamian za jakieś wietrzne duszki?
"Co za cham" - pomyślałem mierząc drużynowego nienawistnym spojrzeniem - "Targują się nami jak niewolnikami".
- To czego chcesz za pana podziemi?
Podrapał się po podbródku.
- A może daj mi Nike?
- Przecież wiesz, że jestem tam tylko ja, idioto - mruknęła Victoria patrząc na niego z obrzydzeniem.
Chwila, ale czy to nie jest jej chłopak?
- Dobrze, ale jesteś córką zwycięstwa. To chyba odpowiednia cena za czwórkę Hadesiątek. Z resztą Nadia będzie miała wtedy cały komplet. Zeusa, Posejdona i jeszcze ich. To zdecydowanie odpowiednia cena.
- Nie jesteśmy towarem - burknąłem.
Victoria zacisnęła usta i spojrzała porozumiewawczo na Nadię.
- Ale to tylko jednorazowa zamiana - powiedziała stanowczo.
Osiłek oparł się na swoim mieczu.
- Okej, ale do Nike dorzuć mi jeszcze Apolla.
Teraz Nadia się zaśmiała.
- Upadłeś na głowę. Albo bierzesz Nike i Hestię albo nikogo.
- Wolę Nike i Boreasza.
Nadia zagryzła wargę, a niebo przecięła błyskawica. A mówią żeby nie nadużywać imion boskich.
- Stoi - wyrzuciła z siebie i zniknęła w szeregach swoich wojowników.
Przeszedłem na drugą stronę zdejmując hełm z niebieskim pióropuszem i podając go Victorii.
- Czy wy... - zapytałem biorąc od niej czerwony kask i wędrując wzrokiem do Jake'a.
- Kryzys w związku - odparła wymijając mnie.
No więc tak: zaczynamy bitwę o sztandar. Po ciemku. W lesie. Z pozamienianymi drużynami. Odnalazłem w tłumie pannę Meryguard. (O, ludzie jak to brzmi. Odnalazłem w tłumie pannę Wesoły Strażnik) Chwyciłem ją za ramię.
- Czy to jakaś nowa taktyka?
Zaśmiała się.
- Ty masz tylko wykopać pułapki w koło naszej flagi.
- Niby jak?
- Użyj swojej mocy, bezmózgowcu.
Stanąłem jak wryty w ziemię. Niby jak mam użyć swojej mocy? Udało mi się to tylko raz kiedy zaatakowało mnie dwanaście Nadii. Przełknąłem ślinę. No, to będzie ciekawie.


* * *



Bitwa rozgorzała już na dobre. Biegałem wzdłuż linii lasu ro rusz padając na ziemię i z całej woli wysilając swoje zmysły. Głowa mi już pękała. Na dodatek rozszalał się deszcz. Lodowate krople chłostały mnie po twarzy, gdy tworzyłem kolejne ziemne zapadnie. Koło mnie biegał Max trzymając tarczę i co 5 sekund krzycząc "Stary, ty to masz moc!", "Stary, weź mnie tego naucz!", "Ej, stary, patrz wiewiórka". Nie przydawał się na wiele. Był strasznie niezdarny, co chwila się przewracał i narażał nas na ciosy. Rozglądałem się na wszystkie strony i wtedy go ujrzałem. Sztandar drużyny przeciwnej był w miejscu, w którym najmniej się go można spodziewać. Tuż na skraju lasu, tak blisko nas! Podniosłem się i rozejrzałem na wszystkie strony. Może zdążymy go zabrać? Stanąłem na równe nogi i pognałem przed siebie słysząc za sobą, głośny krzyk Maxa. I wtedy ktoś skoczył mi na plecy. Ciało tak ciężkie, że poczułem się przez chwilę jakby spadła na mnie ciężarówka, ale po głośnym śmiechu rozpoznałem osobnika. Jake trzymał mi nóż przy gardle jakby zapomniał, że nie można się w tej grze zabić, ewentualnie poważnie uszkodzić.

- Słyszałem pogłoski, że przystawiasz się do mojej dziewczyny...
Szepnął, a mimo wszystko usłyszałem go wyraźnie. O czym ten idiota gada?
Chwycił mnie za szaty i podrzucił do góry. Wylądowałem na tyłku słysząc gruchotanie kości. "Jak ten debil złamał mi chociaż palec to przysięgam, że go posiekam". Wstałem prędko zdejmując sygnet i już ściskając w dłoni Xifosa. Spojrzałem uważnie na Jake'a. Ale... On wcale nie wyglądał jak Jake. Jego oczy były całe czarne i biło od niego takim gorącem, że poczułem pot na skórze.
- MAX! - wrzasnąłem licząc, że chłopak mnie usłyszy - ON JEST OPĘTANY!
Cisza. Tylko głuchy śmiech syna Hefajstosa. Uniósł swój miecz i natarł na mnie. Zrobiłem unik w lewo i przeciąłem mu kostkę. Ryknął gniewnie zwracając się w moją stronę.
- ZŁOTY PAN MUSI POWSTAĆ, A TY BĘDZIESZ JEGO PIERWSZĄ OFIARĄ.
- MAAAX!
Przeturlałem się w krzaki, gdy osiłek zwalił mnie z nóg i próbował przeciąć mi głowę na pół. Traciłem nadzieję. Ostatni raz zamachnąłem się na półboga i wtedy usłyszałem głośny, chłopięcy głos:
- είναι καταδικασμένη * !!
Jake spojrzał w tamtym kierunku i wypuścił broń.
- Muuuuuu - powiedział przybierając pozę krowy - Muuuuu.
Max podbiegł do mnie. 
- Nic ci nie jest?
- Nie... Ale... Jak ty... Co...
- Sam nie wiem - odparł patrząc na muczącego Jake'a - Ale nie podoba mi się to.
- Zachowuje się jak krowa.
- ZARAZ WY TEŻ TAK SKOŃCZYCIE! 
Spojrzałem na sztandar. Oblegało go całe stado zielonych nimf. 
- Które z was, gamonie wbiło tę flagę w naszą kochaną Niezapominajkę? Wiecie, że przez was nie żyje, tak?
- Eee... Ale przecież odrodzi się na nowo. To nimfa - powiedziałem niepewnie.
Prychnęły.
- Każdy heros to samo - rzekła wyrywając sztandar - Zabijmy to, niech się męczy i rodzi na nowo... ATAAAAAK!
Nie ma co. Chwyciliśmy opętaną krowę pod ręce i zaczęliśmy zwiewać przed stadem wróżek. Gnaliśmy przed siebie dopóki obaj nie opadliśmy z sił. Zatrzymaliśmy się tuż przed Wielkim Domem ledwo co siadając na stopniach.
- Muuuu - powiedział Jake, a ja zemdlałem.


* * *



Obudziłem się w obozowym szpitalu. Jasna lampa świeciła mi w oczy, a przy moim łóżku siedziała Nadia i Victoria.

- Nie spaliłem obozu? - zapytałem czując suchość w gardle.
- Nie - zaśmiała się blondynka - Ale doprowadziłeś do zrujnowania pokoju pomiędzy nimfami i herosami i zamieniłeś mojego chłopaka w krowę.
- Eee...
- Spokojnie, już po wszystkim. Jake znów chodzi na dwóch nogach. Ale dalej nie rozumiem co się stało? - zapytała Nadia.
- Najwyraźniej różowa pantera zahipnotyzowała Jake'a, którego pokonał Max zamieniając w opętaną krowę, a złe dobre wróżki wściekły się o sztandar, który krowa-jeszcze nie krowa Jake wbił w Niezapominajkę i musieliśmy zabrać krowę-Jake'a od złych wróżek, które nie wiem czy też nie nasłała różowa pantera - wyjaśniłem.
Vic się zaśmiała.
- O dziwo zrozumiałam.
- A ja nie - burknęła córka Aresa.
- Później ci opowiem. Kto wygrał bitwę?
- Jakby ci to powiedzieć... Nimfy - odparła blondynka uśmiechając się. 
- A gdzie Max?
- Śpi - dopowiedziała Nadia jakimś delikatniejszym głosem - Intryguje mnie ten chłopak.
Uniosłem brew.
- No właśnie. On sam w sobie jest zagadką. Jego rodzic go jeszcze nie uznał. Jest okropnym fajtłapą, a mimo to zamienia ludzi w krowy... Czuję, że znaleźliśmy zajęcie na jakiś czas. Przynajmniej dopóki nie ruszymy na kolejną samobójczą misję.
Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy. Ten jeden raz błagałem Morfeusza o sen. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.


* grec. w wolnym tłumaczeniu: "jesteś skazany", "bądź przeklęty" - przyp. aut.



~ ~ ~ 



Natchnęło mnie przez Destiny i to jej dedykuję ten rozdział :) Mam nadzieję, że wam się podoba.

Nie zmuszam do komentarzy, ale skoro już tu dotarliście moglibyście zostawić jakiś ślad.
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Ale fajny! *_*
    Nie ma to jak opętany krowo-Jake xD xD
    Na serio, padłam. xD
    Hmm... Dziwny ten Max. Jeszcze nie wiadomo, kto jest jego rodzicem, a ten chłopak już zamienia ludzi w krowy xD xD

    Ojej. Vic się boi i Charlie ją pociesza :3
    Suodko ! ♥.♥

    Ogólnie rozdział jak zwykle boski, bardzo mi się podobał :3
    Mam nadzieję, że następny będzie szybko!
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Twoja czytelniczka na zawsze,
    Reasy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział naprawdę :D Ciekawe czy Vic i Charlie będą razem? Według mnie to byłoby ciekawe ! Ale to twój wybór ^^ To z krową było odjazdowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Maxa ratuje sytyłacje. On jest po prostu genialny. Kocham go. <3 Ale co ten Jake chce od Charlsa przeciesz my wiemy że tak jakby kręci z Victorią ale w twoim opowiadanku nie, wiec nie ogarniam. Jeny zrozumiałam Charlsa. Jestę mądra. Vick jaka słodziuśna. Dobra dości gadania nie na temat. Max jest świetny. "Ej stary po patrzy wiewiórka" Normalnie ja. Szkoda że tylko ja wiem kto jest jego boskim rodzicem. TAK NIE MOGŁAM WYTRZYMAĆ WYGADAŁAM SIĘ - w ogóle lubie pisać dużymi literami. Dużo weny, dużo akcji więcej Maxa. <3
    Buziaki,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  4. NADROBIŁAM!! *party hard jak u Hermesa* xD Już prawie zapomniałam jaki Charles jest zarąbisty, zaraz sobie skopię dupę za taką zniewagę! Kurcze kobieto, pisze z-a-r-ą-b-i-ś-c-i-e! Masz cudowną wyobraźnię i genialne pomysły i robisz z tego coś świetnego! <3 Po kolei: Dionizosowi w końcu kupić kaganiec! Cem na taką imprezę u Hermesa! Vic zgadzam się, też kocham Danielsa! Bezimienna siorka Charliego i dwa złodziejskie blondaski, no takie rodzeństwo jeszcze ujdzie a nie ta małpa co podobno jest moim bratem (wybaczcie mi małpki). Śledzi ich Różowa Pantera, a to cwaniak! I co to za Złoty Pan? o.O (zawsze myślę o pewnym wkurzającym piracie ze Znaku Ateny z pół delfinią załogą xD). Victoria jest zarąbista, ma być z Charlesem, słodka z nich para (a mówi to ktoś nieprzepadający za romansami xD). Uhuuu kłótnia z Jake'iem, który jest opętaną krową, wyczuwam dramat tum tum. Max mnie intryguje, kiedy zaczął używać krowiej mocy pomyślałam o Herze (ten mój śmiech xD) więc niech Annabeth i Percy na niego uważają (panie Riordan, proszę spojrzeć tutaj, blog tej geniuszki jasno i wyraźnie mówi, nie ma uśmiercania Percabeth, n-i-e m-a! bo inaczej posłużę się wszechpotężną mocą sera i pogadamy inaczej czyt. o serze dowiesz się z innej serii wujka Ricka więc czytaj kochanie <3) Ojjjjj konflikt z nimfami, no to Huston mamy problem...atakuje mnie dziewczyna Groveraaaaaaa!! *rzucam się do bunkra za kanapą i krzyczę, że ani żywcem, ani trupem mnie nie wezmą* (wybacz, głupawka xDD). I co to będzie za wyprawa? Już się boję (w pozytywnym sensie) i nie mogę się doczekać co tym razem wymyślisz.
    Czekam na nn tylko daj mi trochę czasu na walkę z leniem, życzę ci masy weny bo ty jesteś geniuszem i wiem, że dobrze ją wykorzystasz. Dziękuję ci za dedyk chociaż nie wiem jak ja cię natchnęłam <3.
    ~Oddana, wierna, największa fanka, która po prostu czasami jest leniwa albo zamula, czyli twoja pieprznięta Des, która przeprasza za głupoty wypisane powyżej, kocham cię ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny blog i rozdział, naprawdę przyjemnie się czyta c: Po prostu uwielbiam Charlesa ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana mam neta!!!! XD I do tego na kablu! :D Śmiga że hej ;P
    W ogóle to pozdrowienia z Międzyzdrojów ^.^ Na seeerio piękne miejsce ;33
    Ale dobra, właśnie wróciłam z plaży, więc czas barać się za rozdziała Twego ^^
    Tytuł jak zwykle rozbrajający XD
    Ok, tom 1 i 1/2- spoko :D
    A idź ty, ja też bym się bała z nimi spać O_o najbardziej, to mnie przeraża jego siiiooossstrrrrraaa... o.o
    Mmmrrr...Vicky, szlejesz! :D i te jej lawendowe perfumki ^^ czy tam szampon, mniejsza o to ;P
    Ohhh... *u* i te spostrzeżenia Charles'a na jej temat ^^
    Dobrze Kath! Trzymamy sztamę!!
    I...
    KTO ICH SZPIEGUJE DO JASNEJ CIASNEJ?! :O
    O rety...chiba sa w niebezpieczeństwie :// Victoria moja bystra ^^
    I jak się fajnie psytuliliii ;33 I wgl, oni sa tak różni O_o bo Vikc taka opanowana, mądra, spostrzegawcza, uważna i w ogóle, a Charlie... no sama wiesz xD Ale...przeciwieństwa się przyciągająąąą... ;**
    Hmm...właśnie tak paczam, że Max jest trochę PODEJRZANY O-o
    Phi, ostry hazard, nie ma co xD
    VICTORIA MA CHŁOPAKA???!!!!!
    Ale tak patrzę, że chyba się za bardzo nie lubią ;P Więc to nie potrwa długo- tym samym zgadzam się na ten związek. <-- kropka
    :D
    O BOŻE CO SIĘ STAŁO Z JAKE'EM?! A jednak to on jest zły... I jak obrzydliwie musiał wyglądać z tymi oczami :O
    HAHAHAHAHAH!!!!!!!!!!!!!1
    Ale przekomicznie musieli wyglądać z KrowoJake'em xD kochana, podziwiam Cię ;*
    Rzeczywiście- Max jest intrygujący, bo KTO zamienia ludzi akurat w krowy??
    Musisz mi to szybko wyjaśnić ;))

    Pozdrwoienia kochana jeszcze raz i czekam na NN *U*
    Twoja,
    Olcia ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Kath, przepraszam, że piszę o tym w komentarzu, ale mój telefon nie laduje :/ wykonałam dla Ciebie szablony ^^ na blog o Venus i Fremione :* odezwij się :)
    A.L.E.&.

    OdpowiedzUsuń